*Andi*
W nocy w ogóle nie mogłam zasnąć. Tak bardzo bałam się o tatę i Julcię. Marco przyniósł mi do sypialni gorącą herbatę po czym położył się obok mnie. Ja piłam herbatę, a Marco głaskał mnie po głowie. nie mogę sobie darować tego, że zamiast pojechać do domu ja postanowiłam się powygłupiać z Marco. Zastanawia mnie jedna rzecz co tam robił Mario? Zasnęłam o 5:30 nad ranem, a obudziłam się o 7:15. Zeszłam na śniadanie ledwo patrząc na oczy. W kuchni zastałam Mario robiącego śniadanie dla mnie i Marco. Mój ukochany siedział w salonie i oglądał wiadomości. Cały czas mówili o porwaniu taty i Julki. Widziałam, że gdy w wiadomościach pokazali zdjęcie Julci Marco popłynęła po policzku pojedyncza łza. Usiadłam na kolanach Marco i mocno się do niego przytuliłam. Po chwili Mario przyniósł nam śniadanie i dwie mocne kawy. Po chwili do drzwi ktoś zadzwonił. Szczerze bałam się otworzyć, Marco powiedział:
- Zostań kochanie ja pójdę.- po chwili wrócił do salonu z Anią i Robertem. W takich sytuacjach jak ta wiedziałam, że mam prawdziwych przyjaciół przy sobie. Po chwili w salonie pojawił się również Hummels. Zapytałam Mario:
- Mario,a co ty tam w ogóle robiłeś?-
- Ta Lama, powiedziała mi, jakie ma plany wobec ciebie i chciałem być pierwszy obok twojego taty który wam pogratuluje. Jechałem autem z Monachium. Do domu twojego taty wszedłem nie długo po waszym wyjściu. Pobawiłem się chwilę z Julcią, a że byłem strasznie zmęczony poszedłem na górę i twój tata użyczył mi swojej sypialni aby się przespać. Nic nie słyszałem, a wiesz że nie mam mocnego snu. Siedzieliśmy w salonie w piątkę i czekaliśmy na jakieś wieści z policji. Marco powiedział do Mario i Lewego:
- A co powiedzieliście w Monachium?- Mario na to:
- Ja powiedziałem, że mój brat się oświadcza swojej dziewczynie i chcę mu pogratulować.- Robert na to:
- Ja dowiedziałem się o tym dziś rano i od razu pojechałem do was. Zadzwoniłem do trenera i powiedziałem cytuję "Porwali ojca mojej przyjaciółki i jej córkę. Musze być z nimi, miłego dnia." i się rozłączyłem. Po godzinie dostałem od prezesa sms-a "Wracaj do Monachium razem z Mario, albo wylecicie na zbity pysk.Także ja i Mario jesteśmy bezrobotni.- przeżyłam szok. Moi przyjaciele byli gotowi na takie poświęcenie dla mnie. Szok. Podeszłam do Lewego, Mario, Ani i Matsa, uściskałam każdego i powiedziałam w imieniu swoim i Marco:
- Dziękujemy, że jesteście.- o godzinie 15:40 dostaliśmy telefon od komendanta, że natrafili na ślad naszej córeczki i mojego taty, poprosili nas abyśmy przyjechali na posterunek. Nasi przyjaciele postanowili, że pojadą z nami. Na posterunku powiedzieli nam, że patrol z psami natrafili na ślad Julki i taty. Ja i Marco pojechaliśmy radiowozem z komendantem, a Robert wziął Mario, Anię i Matsa do swojego auta i pojechał za nami. Jechaliśmy dłuższą chwilę dortmundzkimi drogami aż w końcu dojechaliśmy do...lasu. Ciarki przeszły mi po plecach. Marco jakby czując to złapał mnie za rękę i powiedział do ucha:
- Wszystko będzie dobrze kochanie. Znajdą się cali i zdrowi.-
- Mam nadzieję kochanie, mam nadzieję.- wysiedliśmy w środku lasu. Zauważyliśmy, że kilka metrów dalej stoi inny samochód policyjny. Tylko nieco większy niż nasz bo w środku znajdowały się klatki dla psów. W pewnym momencie komendant powiedział do nas:
- Dostałem wiadomość od jednego z funkcjonariuszy, że pies znalazł rzecz która może należeć do państwa córeczki.- Lewy i Ani poszli w inną stronę niż my aby patrolować las. Dostali broń od policji i kamizelki kuloodporne tak samo jak Mario i Mats.
*Marco*
Gdy komendant powiedział nam, że znaleźli rzecz która była prawdopodobnie Julci zmroziło mnie od środka. Nie chciałem pokazywać swoich obaw przy Andi. Cieszyłem się, że w akcję poszukiwawczą włączyli się Mario, Lewandowscy i Mats. Po chwili spotkaliśmy drugiego policjanta, który stał z psem. Pies leżał na ziemi i wskazywał pyskiem na małą różową rzecz. Gdy tylko zorientowałem się co to jest jedna łza poleciała mi po policzku. Była to kurteczka Julci, którą dostała ode mnie. Widziałem, że Andi ledwo to psychicznie to wytrzymuje. Nagle pies policjanta się gwałtownie poderwał i pędem ruszył w nieznanym kierunku. Andi pobiegła za nim. Policjant opiekujący się psem dał znać innym patrolom gdzie pobiegł pies razem z Andi. Biegliśmy już dłuższą chwilę, po czym stanęliśmy na szczycie jakiegoś wzgórza, a na jego dnie była mała polanka na której stała mała stodoła. Andi patrzyła w jedno okno i nerwowo zaciskała pięści. Pokazała policjantom, że w środku jest czworo ludzi w tym dwoję to porywacze. Tata Andi i nasza Julcia żyli. Zastanawiałem się skąd ona zna ten język migowy policjantów. Zauważyłem, że cały dom jest otoczony. Komendant który stał koło mnie już chciał coś mówić przez megafon, lecz Andi pokazała mu, że ma być cicho. Niech ja tylko dorwę tych co skrzywdzili moją córkę i teścia to nie ręczę za siebie. W walkie toki (od aut. nie wiem jak to się piszę) usłyszałem Mario:
- Co ona robi?-
- Nie mam pojęcia.- w pewnym momencie zauważyłem, że drzwi się otwierają i wychodzi ze środka dwoje ludzi. Komendant dał mi lornetkę i zobaczyłem kto za tym stoi. Zamurowało mnie totalnie. Byli to Julian Schieber i Hanna Zorc. Usłyszałem w tym telefoniku głos Mario, Roberta i Matsa na raz:
- Że kórwa co?- zauważyłem, że porywacze odeszli kawałek od domu policjanci zajęli się nimi, a ja razem z resztą pobiegłem do drzwi, które nogą wybiła Andi. Po zaledwie minucie staliśmy przed wejściem baliśmy się wejść do środka. W telefoniku usłyszałem głos komendanta:
- Panie Reus dorwaliśmy ich. Wezwaliśmy dwie karetki, ale musicie wyjść do tej drużki na której się zatrzymaliśmy, wie pan gdzie?-
- Tak. Za ile będą?-
- Za 15 minut.-
- Dziękuję za pomoc.-
- Proszę bardzo. Jak będzie wiadomo co z trenerem i pana córką proszę abyście państwo wszyscy przyszli na komendę.-
- Dobrze chociaż wątpię czy moja narzeczona będzie chciała opuszczać córkę i ojca.-
- Rozumiem, ale wasze zeznania są bardzo potrzebne.-
- Zobaczę co da się zrobić. Dziękuję panu bardzo miłego dnia.- nagle usłyszałem ze środka głos mojej ukochanej:
- Chodźcie tutaj.- jak jeden mąż wparowaliśmy do środka. Widok mnie przeraził. Na krześle siedział nie przytomny trener. Był przywiązany do krzesła. Już otwierałem usta, ale Andi mnie ubiegła:
- Jest nieprzytomny, liny odcinają mu dopływ krwi do dłoni odwiążcie go szybko. Mario i Mats znaleźli noże i rozcięli liny. Wzięli trenera pod ramię i wyprowadzili na dwór. Powiedziałem do nich:
- Idźcie na tą drużkę gdzie zatrzymały się radiowozy. Tam mają czekać karetki.- Mario i Mats kiwnęli głowami i podążali w stronę wzgórza. Andi powiedziała:
-Gdzie jest Julcia?- rozglądaliśmy się po izbie i w pewnym momencie zauważyliśmy, że pokrywa na której stała wielka skrzynia lekko się poruszyła. Andi powiedziała:
- Przesuńmy ją.- skrzynia była strasznie ciężka. Kiedy już ją przesunęliśmy Ania otworzyła delikatnie wieko pokrywy. Zobaczyłem, że wielu warstwach materacy leżała Julcia, miała zamknięte oczka i nie oddychała. Andi wzięła ją na ręce, i powiedziała do Ani:
- Daj mi jeden materac.- Ania wykonywała polecenia Andi. Po chwili moja ukochana położyła na nim Julcię i zaczęła dwoma palcami uciskać lekko klatkę piersiową małej. Mówiła przez łzy:
- Obudź się kochanie, proszę. Mamusia i tatuś cię wołają. Reanimowała ją już od 10 minut. Przytuliłem się do Lewego i zacząłem płakać. Tak samo Ania. Lecz Andi usilnie próbowała przywrócić życie w naszą córeczkę. W pewnym momencie izbę przeszedł krzyk lub raczej kasłanie Julci. Nie mogłem uwierzyć, ze Andi się udało. Moja ukochana powiedziała:
- Jest bardzo wyziębiona i głodna. Ma bardzo wysoką gorączkę. Poszukajcie jakiś koców, a ją nakarmię. Nasza trójka rozeszła się po domu i szukaliśmy czegoś czym można było okryć Julcię. Pierwszy wróciłem ja. Szukanie zajęło mi ponad 15 minut. Kiedy wszedłem do głównej izby zobaczyłem, że Julcia dalej je. Okryłem kocem Andi i głaskałem gorącą główkę Julci. Kiedy mała skończyła jeść. Zaczęła na chwilę tracić przytomność. Andi powiedziała, że to przez wysoką temperaturę. Okryliśmy małą kocami. Po czym ruszyliśmy do karetki. Andi mówiła cały czas do Julci:
- Kochanie patrz na mamusię. Później sobie pośpisz. Proszę cię kochanie.- Andi robiła głupie miny do Juli i to na szczęści pomagało mała miała skupiony wzrok na Andi. Gdy dotarliśmy do dróżki zobaczyliśmy jedną karetkę. Sanitariusz powiedział do mnie:
- To dziecko ma jechać karetką?- odpowiedziałem:
- Tak.-
- Co z nią.- Andi powiedziała:
- Jest wyziębiona, ma wysoką temperaturę. Co chwilę traciła przytomność. Gdy ją znaleźliśmy jej serce nie pracowało, więc podjęłam akcję reanimacyjną po czym nakarmiłam ją i okryliśmy ją kocami.-
- Pan i pani to rodzice?-
- Tak.- odpowiedziałem
- To jadą państwo w karetce, a ci państwo obok was?-
- Przyjaciele.-
- To oni za karetką.- ja jechałem jako trzeci, a Andi siedziała obok inkubatora w którym leżała Julcia. Odważyłem się zapytać kierowcy co z trenerem:
- Przepraszam, a co z drugą karetką?-
- Pojechała do szpitala? Istniało wysokie zagrożenie życia i nie mogliśmy czekać. Pan Mario i Pan Mats pojechali razem z karetką. Po chwili dojechaliśmy na SOR i przyjęli Julcię na oddział, a nam kazali czekać. Wszyscy czworo modliliśmy się aby małej nic poważnego nie było.
Mam nadzieje, ze Julci nic powaznego nie bedzie. Super rozdzial. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za koma, czekam na nexta u ciebie. Pozdrawiam serdecznie.
Usuńrozdział po prostu cudowny :)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony strasznie się cieszę , że odnaleźli trenera i Julcie, ale z drugiej strony ... strasznie się o nich martwię . Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieją.
Czy mi się wydaje, czy ten prezes Bayernu jest głupi. Pozbył się dwóch fenomenalnych zawodników. Oby teraz ta dwójka postanowiła wrócić do Borussi Dortmund. LICZĘ NA TO !! :)
Dodaj jak najszybciej następny rozdział bo nie mogę się doczekać :)